Forum Opowiadania o Wszystkim
Opowiadnia o Wszystkim
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mały Księżyc
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Opowiadania o Wszystkim Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Sob 17:13, 01 Wrz 2007    Temat postu: Mały Księżyc

zastanawiałam się czy to tutaj wstawić. być może zrobię z tego żałosną telenowelę, ale wydaje mi się, że jestem za bardzo spontaniczną osobą, by tego nie spisać. pomysł naszedł mnie tak szybko, jak nigdy, a chęć opublikowania tego na forum szeptała mi do ucha 'czego się boisz, głupia?'. tak, więc jest i to. nie żywcie w tym opowiadaniu żadnych nadziei, ponieważ moge je tak szybko zawiesić, jak szybko się ono tutaj pojawiło.

i nie będę dedykowała każdej części komuś innemu. całe to opowiadanie dedykuje osobą, które są o, tutaj. obok mnie, cały czas i, które prawdziwie mnie lubią.



Część 1.

Pogoda była z rodzaju tych, które wyraźnie dają do zrozumienia, że jeśli się nie lubi kataru, powinno się raczej pozostać w domu. Mleczna mgła powoli opadła, lec wiaterek i wilgotne powietrze od rana dawały się we znaki mieszkańcom Berlina. Puste uliczki oświetlone latarniami, zrobiły się mroczne i nieprzyjemne, przez co zupełnie nie przypominały ulic tego miasta. Spotkanie teraz jakiegokolwiek Niemca graniczyło z cudem, z czego bardzo dobrze zdawał sobie sprawę wątły chłopak o czekoladowych oczach. Mógł spokojnie wyjść z domu i nie martwić się o fanów jego zespołu. Z drugiej jednak strony mógł siedzieć teraz w ciepłym domu, co zdecydowanie bardziej mu się uśmiechało. Był tutaj tylko za namową upartej, lecz jednak kochającej matki. Kroczył szybko rozpryskując deszczową wodę z chodników. W tym momencie marzyła mu się chociażby obskurna, lecz jednak mimo wszystko ciepła stacja benzynowa.
Rozejrzał się czujnie kontrolując drogę i przeszedł przez uliczne pasy, skręcając tym samym w główną ulicę, na której końcu widniał przyjemny budynek. Od początku zrobił na nim duże wrażenie, ale mimo wszystko chciał dopiąć swego. Nie będzie tutaj tracił czasu na jakiekolwiek lekcje śpiewu. Chciał być uparty, jak jego matka, która zachwalała tą szkołę i ani mu się śniło dawać jej satysfakcję.
Pociągnął nosem i lekko popchnął bramę. Wyższa Szkoła Muzyczna- jak głosił napis, była tą dla najlepszych i wartych zaangażowania.
- To tu - mruknął do siebie pod nosem i popchnął główne drzwi. Uderzyło do niego ciepłe powietrze, którego pare minut temu pragnął, niczym studnia wody. Rozpiął czarny płaszcz i poczuł, że wnętrze budynku nie spodoba mi się tak samo jak z zewnątrz.
Przestronny korytarz z wieloma drzwiami, którego koniec, niczym gałąź rozchodził się w prawo i w lewo, tworzył dziwną atmosferę. W całym budynku było cicho i pusto i gdyby nie okropna niechęć na myśl o wyjściu na zewnątrz, już dawno wróciłby do domu.
Nie mogąc dłużej stać bez celu ruszył wzdłuż korytarza, lustrując z zaciekawieniem drzwi po obu stronach ścian. Niestety, widniały na nich tylko numerki, które dużo mu nie mówił.
Zza jednych z ostatnich drzwi, dobiegała muzyka. Nie było w tym nic dziwnego w szkole muzycznej, lecz chłopak przystanął. Wiele razy słyszał grę na pianinie, lecz jeszcze żadna nie wywołała u niego ciarek na plecach. Gra osoby z pomieszczenia za tymi drzwiami była jak fale. Jakby ktoś wepchnął do worka wszystkie ludzkie uczucia i emocje, a następnie gwałtownie je wypuścił. Zdumiony czystością dźwięków wsłuchał się jeszcze bardziej.
Z tego co słyszał od brata, muzykalność jest rzeczą dziwną. Instrument zagra każdy utwór, ale nie każdy potrafi w niego włożyć część samego siebie. Kiedy muzyka wypływa tylko z pod palcy, nie jest niczym wyjątkowym, a gra którą słyszał, była jak malowanie dźwiękami.
Przymknął oczy i odepchnął od siebie wszystkie nieprzyjemne myśli. Czuł na sobie magię utworu. Zakochał się zaintrygowany tą muzyką i starał się wchłaniać każdy, nawet najmniejszy dźwięk.
Zdawał sobie sprawę, że głupio zauroczony nie może tak stać i podsłuchiwać, lecz w tym momencie dał upust emocjom.
Przez chwilę zastanawiał się dlaczego muzyka nagle ucichła. Otworzył oczy i zdumiony zobaczył przed sobą drobną dziewczynę w czarnych spodniach i słonecznie żółtej bluzce.
- Szpiegujesz, czy miałam po prostu publiczność? – zapytała promiennie obdarowując go uśmiechem. Miała burzę długich, kasztanowych włosów i duże oczy, które przypominały mu kolor karmelowych lodów. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, taka dziewczyna nie mogła mieć zmartwień.
- To ty grałaś? – zapytał, udając obojętny ton.
- Acha – przytaknęła. – Jestem Lunetta – wyciągnęła ku niemu chudą, bladą dłoń.
- Lunetta? – powtórzył spontanicznie, lecz po chwili zauważył, że było to niegrzeczne z jego strony. Policzki poczerwieniały mu i przybrał kolor piwonii, na co pianistka zaśmiała się pod nosem.
- Lunetta to po włosku Mały Księżyc. Moja mama jest Włoszką – tłumaczyła. – Ale możesz mi mówić Luna.
- Ja jestem…
- Tak, tak. Wiem - przerwała mu. Zauważył, że była dość opanowaną osobą, jak na kogoś, kto właśnie rozmawia z Billem Kaulitzem. W oczach miała stoicki spokój i trudno było nie nabrać do niej zaufania.
- Tak myślałem, że jednak przyjdziesz – oczy chłopca oderwały się nagle od dziewczyny i zauważył wysokiego, siwego już mężczyznę o silnym głosie, który wyszedł z pomieszczenia za Lunettą.
- Jednak – bąknął Bill. Był teraz rozerwany pomiędzy dwoma decyzjami. Za chwilę będzie się musiał zdecydować czy dać upust honorowi i móc powracać tutaj, by posłuchać jeszcze gry Luny, czy nie ulegnąć namową matki.
Poczuł zimny powiew powietrza, jakby ktoś chuchnął mu prosto w twarz żując wcześniej mrożącą, miętową gumę. Główne drzwi budynku właśnie zamykały się i zauważył, że nie ma między nimi dziewczyny.
- Widzę, że już ją poznałeś – powiedział mężczyzna, obserwując wzrok Billa zerkający za okno.- Tak, to moja ulubiona uczennica.

„Uśmiech nie schodził jej z twarzy, taka dziewczyna nie mogła mieć zmartwień.”

Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dareczka
Gość






PostWysłany: Sob 17:24, 01 Wrz 2007    Temat postu:

Bardzo mi się podobało. Z nutką tajemniczości xD.
Czekam na dalszy rozwój akcji, i już dziś mówię, że napewno będę czytać kolejne części.
Powrót do góry
Akuma
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tokyo

PostWysłany: Sob 18:59, 01 Wrz 2007    Temat postu:

Świetne.
Tajemnicze.
Kiedy kolejna część? xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dresden

PostWysłany: Sob 22:32, 01 Wrz 2007    Temat postu:

Matko. Świetne! Van, powiem ci, że to jest najlepsze i najciekawsze z twojej twórczości.

I mój drogi kłębuszku masz skończyć to opowiadanie!
Ach. I to jest Lunetta!
Matko, Van!
Genialna historia i już nie mogę sie doczekać następnej części.
I domyślam się co się dzieje z Luną.
No i Vianuszku <chyba się przyzwyczajam do tego określenia xD> jestem pod wrażeniem.

Wielki Buź.
Twa Mel.

ed./

Zobacz co ze mną zrobiłaś. xD
Jak przeczytałam ten post to żal.
Wybaczcie Mel.
Mam nadzieję, że zrozumieliście co chcialam powiedzieć xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Nie 19:49, 02 Wrz 2007    Temat postu:

dziękuje Dareczce. była w połowie współautorką tej części. xD



Część 2.

Wyłączyła odbiornik telewizji bez nadziei na ciekawy program. Nie darzyła sympatią tego prymitywnego urządzenia, więc wcale nie zmarkotniała.
- Mówili o pogodzie? – usłyszała głos matki. Nigdy nie potrafiła znieść rozmów miedzy pokojami, co odmiennie uskuteczniała jej mama. Może w końcu zaczną wysyłać sobie listy gołębiami pocztowymi?
Opierając się o framugę kuchni zajrzała za matczyne ramię, by zobaczyć co przygotowuje.
- Ah, zero zmian. Jesień zapowiada nam się deszczowa – powiedziała wzdychając.
- W taką pogodę zastanawiam się czy monsun rzeczywiście jest gorszy. Robisz sobie kawę? - Lunetta skinęła głową. – Zrób mi przy okazji też – dodała.
Luna jednym ruchem ręki nastawiła wodę, po czym wyciągnęła dwie porcelanowe filiżaneczki.
- Swoją drogą… - zaczęła napełniając filiżanki sypką kawę i wysypując trochę na około - …, zgadnij kto się u nas uczy.
Palcem zebrała rozsypaną z kuchennego blatu i zlizała z dłoni. Ostatnie słowo powiedziała z udawanym sarkazmem i ironią w głosie, co od razu zaciekawiło jej słuchaczkę.
Sama nie wiedziała dlaczego spodobał jej się pomysł nauki sławnej elity w jej szkole. Może dlatego, że miała zawsze wyrobione zdanie o gwiazdach, a mimo to chłopak wzbudził w niej ciekawość?
Dziewczyna obróciła się przodem do siedzącej przy jej stole matki i oparła się o blat. Z jej wyrazu twarzy odczytała, że czeka na odpowiedź, więc zaspokoiła jej ciekawość.
- Bill Kaulitz. Kojarzysz, prawda?
Gwizd czajnika zagłuszył zdumione mruknięcie kobiety. Miała wrażenie, że zauważyła w oczach córki zaintrygowanie tą sytuacją. Starając się pociągnąć dalej rozmowę, miała nadzieje, że zaobserwuje jej dalszą, dziwną reakcję.
- Rozmawiałaś z nim?
- Tak w sumie, to przez sekundy. Wiem tylko, że podobało mu się jak gram – uśmiechnęła się pod nosem i zalała kawę wrzątkiem. Zastanawiała się czy ten chłopak na pewno będzie się tam uczył. Sądziła nawet, że mogą się bliżej poznać, ale sama nie wiedziała czy chce.
Upiła łyk kawy i znowu się uśmiechnęła.
- Mniam, filiżanka optymizmu – zachwalała oblizując wargi.
- No więc, co wobec niego knujesz?
Lunetta zakrztusiła się gwałtownie na dźwięk tych słów. Zdziwiły ja podejrzenia, że ona może mieć ochotę go poznać. Nie chciała się przyznać przed samą sobą, że chłopak ją zaciekawił. Myślała, że chociaż dobrze to maskuje.
- Lubię po prostu ciekawych ludzi – rzuciła obojętnie.
- Pamiętaj, że… - urwała. Nie wiedziała jak to powiedzieć, ale zobaczyła, że Luna dobrze wie o co jej chodzi. Kąciki jej ust drgnęły, ale nic nie powiedziała.
Tak, jej mama miała rację. Sprowadziła ją gwałtownie na ziemię.
- Po prostu się nie angażuj – dodała.
- Nie będę – przytaknęła Luna. Jest mało czasu, poświecę go grze na pianinie, pomyślała. Mimo, że dawno się za wszystkim pogodziła, odechciało jej się kawy. Wstała pozostawiając prawie pełną filiżankę i wyszła, rzucając zwykłe „idę”.

***

Gdy tylko zamknął drzwi, usłyszał muzykę. Przysłuchał się i postarał uciszyć nawet swój oddech. Im dłużej słuchał, tym bardziej miał wrażenie, że nigdy czegoś takiego nie czuł.
Niewidzialny pędzel malował mu przed oczami widok na pole. Zboża uginały się pod siłą wiatru. Poczuł zapach jakichś kwiatów rosnących pojedynczo, których zupełnie nie rozpoznał. Widnokrąg przecinał duże słońce z pomarańczową poświatą. Nie wiedział czy to zachód, czy może jednak wschód słońca, ale pragnął pozostać tutaj jeszcze chwilę.
Usłyszał ostrą wymianę zdań za drzwiami, która wyrwała go z myśli. Oparł się o zimną ścianę i starał rozróżnić słowa, lecz muzyka po chwili znowu go odurzyła. Osunął się po ścianie nie zważając na chłód.
Słońce coraz szybciej chowało się za widnokręgiem. Wyciągnął dłoń, by je zatrzymać i mocno zacisnął pięść. Złapał jedynie chłodne powietrze, więc zawiedziony opuścił dłoń.
Poczuł większy powiew wiatru, który przywiódł wyraźniejszy zapach kwiatów. Mały owad, który przeleciał mu przed oczami, najwyraźniej czując wonność usiadł na czerwonym płatku.
Chciał więcej, więcej, ale nikt nie zaczął znowu grać. Drzwi otworzyły się i z pomarańczową torbą zarzuconą na ramię wyszła dziewczyna.
- Hej! – rzuciła, zanim chłopak zdążył zrozumieć, że skończyła właśnie lekcje. Nawet nie wiedział kiedy to zleciało. Miał wrażenie, że jeszcze przed sekundą tutaj przyszedł, by jej posłuchać. Ile tkwił w amoku? Ile siedział na posadzce z zamkniętymi powiekami?
Zerwał się z podłogi i wygładził dżins na udzie.
- Czekasz?
- Nie, wychodzę – oznajmił i ostentacyjnie zapiął swoją skórzaną kurtkę. Luna rzuciła mu skromny uśmiech i wyminęła go kierując się do drzwi. Po rozmowie z mamą, bała się nawet na niego spojrzeć. Wiedziała, że miała rację zwracając jej uwagę. Rada ta była jedną ze słuszniejszych, jakie jej kiedykolwiek udzieliła.
- A w którą stronę się kierujesz?
- Himmelstrasse – odpowiedziała mu przez ramię. Zobaczyła, że ją dogania.
Szedł już u jej boku, czując egzotyczny, melonowy zapach jej perfum. Luna zaczęła nucić pod nosem, nie zwracając uwagi na Billa. Liczyła, że rozejdą się w różne stron, by uniknąć rozmowy. Mimo wszystko ciekawiła ją jego osoba, ale już dawno nauczyła się maskować uczucia.
Zbiegła po marmurowych schodach, wciąż nucąc.
- Lubisz muzykę, prawda? – zagadnął. Nie wiedziała, czy ma mu odpowiedzieć, lecz mimo wszystko poczuła ulgę, że to on zaczął rozmowę. Zaczął się kierować w jej stronę, więc zamienienie paru słów było po prostu nieuniknione. Otwierała usta by odpowiedzieć, lecz w pewnym momencie uświadomiła sobie, że nie wie co. Zamknęła je i wzruszyła ramionami. Lubiła truskawki, lubiła wiosnę, ale czy lubiła muzykę?
Bill zaśmiał się pod nosem, zgrabnym ruchem przeskakując kałużę.
- Dlaczego tak zareagowałeś? – zapytała zirytowana całą sytuacją. Chłopak wzruszył ramionami, podobnie jak ona. Sądził, że Luna świetnie się z nim właśnie bawi, ale wcale nie oczekiwał, że zacznie się zwierzać z miłości do pianina. Był jednak ciekawy co robi, że gra z taką pasją.
- Muzyka to naprawdę świetna rzecz – ciągnął dalej. Szli przez chwilę w milczeniu, po czym Bill znowu zaczął mówić, ale ona już go nie słyszała. Nie chciała słyszeć. Sprawiał jej ból każdym kolejnym słowem. Zaczynał powoli czuć niechęć do niego, mimo, że wiedziała, że przecież nie robi tego specjalnie.
- Skręcam tu – skłamała i rozejrzała się przez ulicę. Ostatnie ukłucie żalu i płomienna nienawiść. Zmierzyła go wzrokiem i chciała przejść przez ulicę, gdy pomyślała o czymś innym. Ponownie na niego spojrzała i westchnęła.
- Cieszę się, że robisz, to co kochasz – powiedziała i zostawiła go skołowanego na środku mokrej ulicy.


Ostatnio zmieniony przez Vanilla dnia Pon 22:19, 03 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dresden

PostWysłany: Nie 20:06, 02 Wrz 2007    Temat postu:

Aj, podobało mi się. Jak zawsze xD


Mam jedno ale " Himmel Strasse " pisze się razem i wtedy 'strasse' z małej.

A tak to mi się b. podobało

No i czekam tradycyjnie na next.

[coś nie mam weny do pisania komentarzy xD]


Pozdrawiam,
Twa Mel.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dareczka
Nowy pisarz



Dołączył: 01 Wrz 2007
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z telewizora.

PostWysłany: Nie 20:08, 02 Wrz 2007    Temat postu:

Cholernie dziękuję za dedykację. Podobało mi się. Ba. Powiem więcej.
Taki typ opowiadań preferuję. Gdzie nic nie dzieje się za szybko. I na dodatek te opisy.
Wiesz co Van, masz kawał talentu. Nie zmarnuj go.

Cytat:
-Tak w sumie to przez sekundy. Wiem tylko, że podobało mu się jak gram – uśmiechnęła się pod nosem i zalała kawę wrzątkiem.


Nie wiem czemu, ale po tak, dałabym przecinek. Tak jakoś mi tam pasuje.

Cytat:
Osunął się po ścianie nie zważając na chłod.


literówka. chłód.

Cytat:
- Cieszę się, że robisz to co kochasz – powiedziała i zostawiła go skołowanego na środku mokrej ulicy.


Cieszę się, że robisz to, co kochasz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akuma
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tokyo

PostWysłany: Nie 21:47, 02 Wrz 2007    Temat postu:

Oczywiście, mi się podoba.
Świetne.
I te cudnowne opisy.

Czekam na kolejną część.

あくま
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Pon 22:15, 03 Wrz 2007    Temat postu:

Dareczka napisał:
Taki typ opowiadań preferuję. Gdzie nic nie dzieje się za szybko.

w moim wykonaniu takie opowiadania, po czasie robią się nudne, jak flaki z olejem. wierz mi.

no cóż. zauważyłam, że mam tylko trzech czytelników, którzy zdążyli się już wypowiedzieć na temat ostatniej części, więc macie i tą trzecią.
od czwartej dodawanie pewnie będzie szło i mi oporniej, bo nie ma napisanej części piątej. ale mam nadzieje, ze damy sobie jakoś rade, prawda? (;



Część 3.

Pierwszy tak ciepły dzień przyszedł jak zbawienie, po tygodniach chłodu. Można by pomyśleć, że pogoda świetnie się bawi, nieoczekiwanie zmieniając temperatury.
Jesienne słońce oświetliło szyld berlińskiej herbaciarni słynącej z najlepszych herbat malinowych, jakie tylko kiedykolwiek się piło. Lunetta popchnęła drzwi i już wchodząc do środka poczuła zapach owoców leśnych. Była stałym klientem i odkąd tu pijała nigdy nie widziała takiej pustki. Było to z pewnością skutkiem ocieplenia i lepszej pogody.
Jej także być może by tu nie było, gdyby nie konkretny cel, dla którego tu przyszła. Owy cel siedział z głową spuszczoną, przyglądając się swojej filiżance w chyba najciemniejszym kącie pomieszczenia.
Już dawno wywietrzała z niej nienawiść i niechęć jaką żywiła do niego, podczas ostatniej rozmowy. Darowała mu podrażnienie jej najczulszego punktu.
Zauważając go, napadł ją strach przed postąpieniem wbrew rozsądkowi. „Spadaj”, pomyślała stanowczo. Entuzjazm jakim pałała przez całą drogę do herbaciarni gdzieś uleciał. Był to jednak moment, w którym zdecydowała się na coś zakazanego, a ten moment nie musiał wcale się powtarzać. Chcąc wykorzystać szansę ruszyła ku niemu.
Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się na widok „swojej” pianistki czyniącej slalom pomiędzy fotelami herbaciarni. Mimo, że nie miała na czole wypisane „zaufaj mi”, czuł, że już to zrobił. Rozkochała go w swojej muzyce, gdy tylko pierwszy raz ją usłyszał, a to już sprawiało, że był nią zaintrygowany, jak nikt inny.
Stanęła przed nim mając ochotę właśnie teraz założyć na głowę worek i ukryć się przed wszystkimi. Patrząc na jego spokojny, przyjazny uśmiech zrozumiała, że czeka, aż się odezwie.
- Z balkonu w moim pokoju mam widok na kilka ulic. Widziałam jak tutaj idziesz – usprawiedliwiła się.
- Nie śmiałbym twierdzić, że mnie śledzisz – zażartował próbując rozładować atmosferę. Poczuł się mile zaskoczony na myśl, że nie znalazła się tutaj przypadkiem. Przyszła, bo wiedziała, ze on tutaj jest. To dowodziło, że on nie był u niej skreślony, jak mógł myśleć po ich ostatnim spotkaniu.
Usiadła przy jego stoliku, nie czekając na zaproszenie i zauważyła, że puszta kobieta niesie ku nim filiżankę.
- To co zawsze – postawiła przed nią herbatę i cukierniczkę. Luna zanurzyła swoje usta w napoju lekko parząc język.
Cisza w całym pomieszczeniu wydawała się drażnić ich uszy do bólu. Dziewczyna łapiąc się pierwszej lepszej deski ratunku, zajrzała mu do filiżanki.
- Jaką pijasz? – zapytała z udawaną ciekawością. Przez chwilę miała wrażenie, że rozpoznała agrest, ale w końcu stwierdziła, że się myli.
- To kiwi. Mam do niej sentyment, odkąd pięcioletni Tom wylał na mnie cały kubek tej herbaty.
Lunetta zaśmiała się pod nosem, zakrywając usta dłonią. Czarnowłosy poczuł się dowartościowany jej śmiechem. Stawał się jednak coraz bardziej zaciekawiony powodem, dla którego tu jest. Jeszcze niedawno mierzyła go morderczym wzrokiem, a już teraz gawędzi z nim przy herbacie. Tłumaczył to sobie jednak zmiennymi humorami, spowodowanymi być może pogodą. Lecz ona wiedziała, że to nie humor. Myśląc nad tym, postanowiła dać upust sercu, a głos rozumu stłumić przez te ostatnie miesiące. Widząc w jego oczach, że on też chce ją poznać utwierdzała się tylko w przekonaniu, którego twardo trzymała się jej mama. Nie wiedziała jakie Bill ma zamiary, ale nie chciała go zranić, gdy za kilka miesięcy będzie musiała odejść zrywając znajomość. Odpychała jednak od siebie te myśli i uspokajała się twierdzeniem, że przecież tylko z nim rozmawia. Nie angażuje się. Ona nie, bo wie, że nie może. Ale on?
On nie wie. I jej twardym postanowieniem będzie, by się nie dowiedział.
Rozmawiali więc dalej nie patrząc na zegarki i zupełnie ignorując wszystko co działo się w około. Udana lekka pogawędka zachęciła go o zapytanie jej o rzecz, która interesowała go od ich ostatniego spotkania. Czuł, że atmosfera się już rozluźniła, więc zapytał pewnie, o ostatnie zdanie, którym go pożegnała. Przez pierwszą chwilę, był pewien, że go zbyje tanim kłamstwem, lecz ona poczuła do niego zaufanie. Może i takie samo jak on do niej? Bo kto zrozumie ją lepiej w kwestii muzyki, niż Bill? Otworzyła, więc niepewnie usta, by zacząć ostrym głosem.
- Nienawidzę pianina.
Powiedziała to ze złością, która w momencie zburzyła idealne wyobrażenie Billa, o jej cudownym muzycznym świecie. Przypomniał sobie moment, kiedy pierwszy raz ją spotkał. Słysząc jej grę, można by powiedzieć, że klawisze pianina, aż pieszczą jej skórę, gdy ich dotyka.
Milczał, by mogła kontynuować.
- Marzeniem moich rodziców było, żebym grała. Nie chcieli nudnej córki, która kolekcjonowałaby rockowe płyty, ani takiej, która naciągałaby ich na kino. Chcieli artystę, chociaż moja mama czasami przyznaje, że jest już zmęczona moją nauką. To już osiem lat – dokończyła już spokojniej. Spuściła głowę, by nie musieć obserwować jego zaskoczonej twarzy. Spojrzała w filiżankę, na której dnie pozostały już jedynie fusy. W chwili zdała sobie sprawę, co zrobiła. Otworzyła mu się i powiedziała rzeczy, których nigdy nikomu nie mówiła. Straciła kontrolę, zaufała i być może dała mu do zrozumienia, że nie jest jej wcale obojętny. A on musi być jej obojętny!
Teraz on wie o niej, to czego nie wie nikt, miała się nie angażować.
„Nie”, szeptał jej cichy głos do ucha.
- To ja się zbieram – rzuciła wystraszona, kierując się do wyjścia.
I znowu zrobiła się oschła i nerwowa. Zupełnie jak podczas ich pierwszej dłuższej rozmowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
modesty
Gość






PostWysłany: Śro 2:33, 05 Wrz 2007    Temat postu:

czy ona umiera? xD

ja i tak nadal jestem za TTM i koniec, może jak akcja się rozkręci to mi się bardziej spodoba (:

[autorka Dellice M.]
Powrót do góry
Akuma
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tokyo

PostWysłany: Śro 17:58, 05 Wrz 2007    Temat postu:

Jak zwykle mi się podba .

Czekam na kolejną część.

あくま
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Pią 20:33, 07 Wrz 2007    Temat postu:

tragicznie krótko, przepraszam was najmocniej.
inaczej nie potrafię.




Część 4

Wpadła do domu jak burza. Oddychała szybko, po biegu jaki wykonała z herbaciarni. Zdała sobie sprawę, że zupełnie nie wie jak nagle znalazła się swoim pokoju, ponieważ była, aż tak zamyślona.
Otworzyła balkon by przewietrzyć pokój i zaczerpnęła głęboko powietrza. Usłyszała skrzypienie drzwi, więc odwróciła się, mając nadzieję, że to tylko przeciąg. Nie miała ochoty na rozmowę, a tym bardziej z mamą, która stanęła w progu. Pytanie gdzie była, jest zawsze nieuniknione, a chęci kłamania nie ma wcale. Luna zauważyła jednak w dłoniach matki trzy koperty, które wybawiły ją z opresji.
- Jest coś do mnie? – zapytała z nutą ciekawości w głosie. Nie rozumiała, dlaczego mama podaje jej dwie z nich z kamienną twarzą. Pierwsza, kremowa z hamburską pieczątką zwierała ulotki z wyprzedaży i obniżek cen, które dostawała co miesiąc. Rozerwała gwałtownie kopertę, a na podłogę posypały się kolorowe karteczki.
Luna uklękła przeglądając je. Nie miała nastroju na zakupy, więc nie przeczytała nawet wszystkich. Zebrała je z powrotem i cienki plik ulotek rzuciła na łóżko. Spojrzała, więc na kolejną kopertę, którą wcześniej wcisnęła pod pachę. Ta była zupełnie biała z lekko przybrudzonym rogiem. Dziewczyna obróciła kopertę i przeczytała nadawcę. Ciarki przeszły jej po plecach. Myślała, że tą sprawę ma już zamkniętą.
Spojrzała na opierającą się o framugę mamę. Z jej twarzy trudno było wyczytać, co teraz myśli. Miała nadzieję, obawy? I był to ten moment, w którym Luna zaczynała mieć wyrzuty sumienia. Dojrzała na liście, który trzymała jej mama w dłoniach sądową pieczątkę. Była pewna, że to pozew. Czy to nie rodzice powinni martwić się o swoje dzieci? Lunetta jednak bała się zostawiać matkę zupełnie samą.
Spojrzała na swoją kopertę z nadzieją.
- To już koniec złych wiadomości. Teraz mogą być tylko dobre – powiedziała Luna, w duchy przekonując o tym samą siebie. Nie mogło być już przecież nic gorszego, myślała.
Drżącymi rękoma otwierała list, starając się go nie uszkodzić. Wyciągnęła go z koperty, a samą kopertę rzuciła na ziemię, gdzie wcześniej leżały ulotki. Nie była ona tak kolorowa, ani, nie przynosiła na myśl okazji do kupienia nowych butów. Dziewczyna rozłożyła kartkę i zaczęła czytać, pomijając formy grzecznościowe i szukając sedna listu.

***

Wieczory nadal jednak były chłodne. Wilgotność powietrza sprawiała, że balkonowe poręcze stawały się mokre, niczym po deszczu.
Bill, w całym swoim domu polubił tylko ten balkon. Nie przeszkadzał mu nawet zimny powiew wiatru, który sprawiał, że miał gęsią skórkę na swoich opalonych rękach. Mógł przesiedzieć tam cały wieczór.
Oparł się o poręcz pochylając głowę i spojrzał w dół. Chodnik oświetlony latarniami pełen był ludzi. Z góry wyglądali bardzo śmiesznie, szczególnie gdy nie wiedzieli, że są obserwowani. Jedni spacerowali, drudzy spieszyli się do domu. Jednak każdy z nich był taki sam- nudny i leniwy.
Chłopak podniósł głowę, by móc ogarnąć wzrokiem widok na miasto. Kolorowe światełka, aż zaślepiały. Był stąd widok na szkołę muzyczną, kino, duże centrum handlowe i małą, przytulną herbaciarnię. Być może Luna też widzi dokładnie to samo co on, pomyślał.
Podniósł wyżej głowę i spojrzał w granatowe niebo. Było zupełnie bezchmurne, ale także i bezgwiezdne. Czarnowłosy przypomniał sobie, jak jego brat zawsze mówił, że w kosmosie zabrakło prądu. Uśmiechnął się do swoich myśli. Teraz nie mogło go jednak zabraknąć, ponieważ na środku jarzył się blaskiem okrągły księżyc. Nie był wcale mały, ani z pewnością nie potrafił, tak pięknie grać na pianinie, a on dobrze wiedział czemu.
Nigdzie nie było drugiego, dokładnie tak samo urokliwego Małego Księżyca, jakiego znał on.
Spojrzał za siebie. Zza balkonowych drzwi dobiegały go donośne głosy brata i swojej mamy.
Po chwili, gwałtownie na balkon wbiegł Tom gestykulując rękoma.
- Bill, zrób coś, przekonaj ją! – mówił ostrym głosem, jakby zaraz miał eksplodować złością. Było w tym coś tak śmiesznego, że Czarnowłosy parsknął, lecz widząc piorunujący wzrok Toma, opanował się w momencie.
- Tom, daj sobie spokój! – tym razem była to Simone. Miała tak łagodny głos, że nawet gdy krzyczała nikt się nie bał. Lecz wystarczyło ją poznać, by przekonać się, że ona też potrafi dopiec.
- No to o co chodzi? Powie mi ktoś?
Czarnowłosy uśmiechnął się, widząc, że Tom odwraca się, by dokończyć kłótnię.
- Twój brat chce mnie wysłać do lekarza, bo mnie boli gardło i mam katar.
- I gorączkę – dodał markotnym głosem Tom.
Bill odwrócił się do nich tyłem i ponownie oparło poręcz. Po chwili obok niego stanął Tom, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
- Jest nierozsądna i nieodpowiedzialna – skomentował odpalając zapalniczkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chemikalna
Osoba rodem z Hollywood



Dołączył: 08 Sie 2007
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:38, 08 Wrz 2007    Temat postu:

nie będę się rozpisywać, bo nie umiem.
i tak wiesz doskonale co myślę o twoich opowiadaniach.



cud, miód i Gerard. Heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Wto 19:52, 11 Wrz 2007    Temat postu:

*wdech, wydech*
no to tak, jak nikt nie będzie dalej oceniał, to zamykamy. Mr. Green

i będę sobie pisała do szuflady, o!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akuma
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tokyo

PostWysłany: Śro 18:45, 12 Wrz 2007    Temat postu:

NIE!
Vanilla, nie możesz tego tak poprostu zamknąć xD.

Nie miałam czasu, zeby skomentować.

Jak zwykle świetne.
Szkoda tylko, że takie krótkie xD.
Czekam na następną część,
tym razem szybko skomentuje .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z pomidorówki

PostWysłany: Pią 20:43, 14 Wrz 2007    Temat postu:

Z powodu mojej huśtawki nastrojów nic takiego nie napisze "pesymistycznego"
Co ja chciałam
...
A tak! Opowiadanie jak opowiadanie. Podoba mi się, a zwłaszcza druga część.
Mam słabość do pianina po plastyce/muzyce. Każdy miał słabość jakby usłyszał Aleksa i Turka ci jak grali...
Zgubiłam się
Nie kończ opowiadanie jest fajne (znowu to "toksyczne" słowo, ale nie będę mówić że piękne, no bo jest ale nie będę z siebie robić idiotki choć i tak mnie tu nikt nie lubi wiec obojętne mi to), Właśnie tacy najwierniejsze osoby które oceniają są wspaniali. Ja bym tak chciała...
Zgubiłam rachubę i jej nie odzyskam raczej...
No cóż czekam na dalsze przygody i Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dresden

PostWysłany: Sob 10:30, 15 Wrz 2007    Temat postu:

Vianuszku mój.
Wiesz co ja myslę.
Nie kończ bo masz talent.

Van...


:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vanilla
Moderator



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sweet Home Alabama.

PostWysłany: Nie 12:23, 16 Wrz 2007    Temat postu:

widzę, że zareagowaliście dopiero, gdy napomknęłam o końcu.
wiecie, mi nie chodzi o to, co sądzicie o tym opowiadaniu. ja chcę po prostu wiedzieć, czy ktoś je czyta. jest to telenowela o gorzkim kłamstwie, utracie nadziei i łzach. jeśli wam się nie podoba- trudno. jeśli się podoba, wystarczy mi, że napiszecie zwykłe "przeczytałam". tyle mi wystarczy, naprawdę.



Część 5.

Z czym kojarzy nam się zapach szpitala? Z przerażającymi lekarzami, mnóstwem bakterii i „trującym” jedzeniem, czy tak? Ogólnie rzecz biorąc- z niczym miłym.
Tom wkroczył do korytarza trzymając kurczowo przy sobie Simone. W tym momencie nie czuł się zupełnie jak jej syn, wręcz przeciwnie. Był jak ochroniarz, którego celem jest dopilnowanie, by podopieczny zbytnio się nie oddalił. Zaczynał nawet powoli rozumieć Sakiego, co akurat wcale nie przeszkadzało mu, by nadal postępować wbrew jego poleceniom. W końcu zakazane przyciąga, smakuje najlepiej.
Oboje usiedli na krzesłach ustawionych w rządku na korytarzu. Przed nimi było jeszcze kilka osób, więc nie musieli się wcale spieszyć. Kolejka posuwała się bardzo wolno. Można było sądzić, że minął już zachód słońca, mimo, iż była to wczesna, dziewiąta rano.
Tom cicho westchnął. Nie lubił czekać, nie potrafił czekać.
Zauważył, że mały chłopiec siedzący obok niego, wierci się niecierpliwie. Gdyby był w jego wieku, może i zachowywałby się podobnie? Chłopiec miał na ręce lekko przybrudzony gips. Ręka nadal go bolała, ponieważ trzymał się za nią kurczowo. Widząc, że jest obserwowany puścił gips, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Tom uśmiechnął się do niego ukradkiem.
Siedząca obok chłopca dziewczynka w niebieskiej sukience, była uderzająco do niego podobna. Wesoło machała nóżkami, szurając po podłodze. Zazdrosna o brata, zaczęła nieukrywanie przyglądać się gitarzyście, oczekując na podobny uśmiech, tym razem skierowany do niej. Nie doczekała się jednak, bo na korytarzu zamieszanie zrobiło przyjście kolejnych osób. Dziewczyna w okularach usiadła na krześle i wyciągnęła z torby książkę, oprawioną w bordową okładkę. Druk był tak mały, że nawet pomimo tego, że Tom siedział od niej nie daleko, nie potrafił rozczytać słów.
Po chwili chłopiec z gipsem i jej siostra podskoczyli, najwidoczniej na dźwięk swojego nazwiska. Razem z niską mężczyzną, która był najwidoczniej ich opiekunem, weszli do gabinetu zamykając za sobą drzwi. Tom dopiero teraz zauważył, że wcześniej z tego samego pomieszczenia wyszła szczupła dziewczyna z drugą, już dużo starszą, dojrzalszą.
- Zostały tylko te miesiące… to tak mało – szepnęła jedna do drugiej. Byli jednak wystarczająco blisko siebie, by gitarzysta usłyszał każde słowo, które po chwili uderzyły do niego jak burzowa błyskawica. Nie zrozumiał ich znaczenia, mógł się tylko domyślać, a pierwsze co mu przyszło na myśl to nieuleczalna choroba. Szybko jednak rozwiał te domysły. To nie była jego sprawa, jego problem. Każdemu tutaj coś dolegało, nikt nie potrzebował współczucia.
Przeniósł wzrok z miejsca gdzie przed chwilą stała dziewczyna, na mężczyznę przechadzającego się po korytarzu. Następny zniecierpliwiony, pomyślał.
Drzwi pomieszczenia ponownie się otworzyły i rodzeństwo wybiegło żwawo.
- Moja kolej – usłyszał Tom ciche słowa matki.

***

Simone zamknęła za sobą drzwi. Odwiesili swoje kurtki, które znowu stały się niezbędne podczas chłodnych dni. Robili przy tym hałas, niczym pociągi na dworcu. Im więcej wagonów zbliżało się do peronu, tym głośniejszy stawał się warkot kół toczących się po torach. Ludzie zniecierpliwieni wstawali z ławek, by powitać wysiadających znajomych. Tęsknili, czekali. Niektórzy nawet lata. Ale Tom miał wszystkich, których kochał przy sobie. I doceniał to jak tylko mógł.
Zdjął buty i wpadł do kuchni mając przed oczami wyobrażenie suto zastawionego stołu. Był głodny, jak najwścieklejszy wilk, zanim wybierze się na swoje łowy. Otworzył lodówkę, ale nie znalazł w niej żadnej ofiary, wartej jego uwagi.
- Obiad, obiad mamo! – rzekł błagającym tonem do wchodzącej Simone. – Gdybym mógł zjadłbym teraz nawet Billa.
I znowu był jej synem. Synem, który liczył na pyszny, ciepły posiłek, który potrafiła zrobić jedynie kochająca kobieta.
- Poczekaj, zaraz coś ci odgrzeję – postanowiła. Wcześniej jednak poszła umyć ręce i minęła w drzwiach Billa. Był odświętnie ubrany, pomalowany i pachniał na kilometry. Zdziwiona przyjrzała mu się bliżej. Nigdy nie malował się w domu, ani też nie ubierał w ten sposób.
Pocałował ją w policzek na przywitanie i uśmiechnął się, widząc jej kontrolny wzrok.
- Wychodzę za chwilę.
- Nie zjesz z nami obiadu? – zapytała. Ciekawość gdzie wybiera się jej syn, była nie do wytrzymania. Zauważyła, że Bill nie zachowywał się ostatnio normalnie. Bujał w obłokach, był nieobecny, gdy o coś go pytała. W okolicznościach nagrywania nowej płyty, pomyślałabym, że po prostu pisze nowe teksty piosenek. Płyta natomiast już dawno była w sprzedaży, a więc musiała wykluczyć tą możliwość. Czuła na szczęście, że nie dzieje się nic złego. Starała się, więc nie męczyć go pytaniami i dać mu czas, aż sam będzie chciał rozmawiać na ten temat.
Bill wszedł do kuchni, widząc Toma, który znowu przeszukiwał lodówkę.
- Nie znajdziesz tam nic. Zjadłem ostatni plasterek sera – uprzedził brata, zanim ten włożył głowę pomiędzy kolejne półki lodówki. Gitarzysta obrócił się i spojrzał na bliźniaka z nieukrywaną złością.
- Gdyby tylko nie ssący mnie głód, chyba bym cię zabił, egoistyczny braciszku.
Bill wytknął mu język z połyskującym w nim kolczykiem. Lubił go drażnić i nie pierwszy raz słyszał tego typu groźby, które nigdy nie doszły do skutku. Braterska miłość była jednak za silna, by którykolwiek z nich, mógł zrobić drugiemu krzywdę. Chociażby najmniejszą.
Tom podszedł do kuchennego stołu i odsunął krzesło. Zanim jednak usiadł, spojrzał podejrzliwie na brata. Właśnie poczuł ciągnącą się za Billem woń drogich perfum i nie ukrywał zaskoczenia. Czarnowłosy odgarnął kosmyki opadające na jego czoło i spojrzał na zegarek.
- Wychodzisz? – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Z Luną – odpowiedział Bill. Miał ochotę usiąść i wylać bratu całe swoje szczęście, którym teraz promieniował. Mógłby opowiedzieć o tym całemu światu, gdyby tylko miał okazję. Nie obchodziło go teraz nic, poza tym, że mógł się spóźnić na spotkanie z nią. Kolejne spotkanie, po raz kolejny w tym miejscu. Było w tym coś dziwnego, coś czego jeszcze sam nie potrafił rozgryźć. Przyłapywał się na sytuacjach, w których wyobrażał sobie ją grającą na pianinie i zdawał sobie sprawę, że jeszcze nie widział jej w tych okolicznościach. Miał okazję posłuchać co tworzy, owszem. Ale nigdy nie widział jej tworzącej.
Za co ją polubił? Za to jaka jest, czy za to jak gra? Zadawał sobie setki podobnych pytań, ale nie wiedział gdzie szukać na nie odpowiedzi. To jak układanie puzzli, bez poznania wcześniej obrazu, który powinien się z nich utworzyć. Kawałki tych puzzli mają swoje odpowiedniki w innych. Ale jak je dopasować? Każde pytanie ma odpowiedź. Ale gdzie ich szukać?
- Powinienem już wychodzić – oznajmił poprawiając nerwowo swoje pierścionki. Złapał kluczki od samochodu, który dzielił z Tomem i wręcz w momencie wyfrunął z pomieszczenia. Tom zaśmiał się pod nosem. Nie był to śmiech złośliwy, śmiech satysfakcji, czy śmiech przepełniony ironią. Była w nim radość, bo czuł, że Bill po prostu znalazł to, o czym zawsze mówił z taką pasją.
Wokalista przekręcił kluczyk w stacyjce samochodu i westchnął. Nałożył ciemne okulary i kaptur od bluzy. Dzielnica Berlina, w której mieszkał była jedną z najmniej obleganych i zamieszkanych, ale on wolał zachować ostrożność. Cieszył się jednak, że nie musiał kamuflować się gdy wychodził wyrzucić śmieci, lub wyjąć listy ze skrzynki. Gorzej jednak było w centrum miasta, gdzie po prostu niebezpieczeństwo rozpoznania go, było nie mniejsze, niż sto procent.
Ruszył, wyłączając przy okazji radio. Spiker podał temperaturę na zewnątrz i zapowiedział kolejną piosenkę, ale Bill prawie go nie słyszał. Nie potrafił odróżnić słów i nie wiedział, czy to z powodu rozkojarzenia, czy po prostu radio za cicho gra. Nie przejmował się tym jednak, nie teraz. Zaparkował przed herbaciarnią i już z daleka dostrzegł ją zza okien pomieszczenia. Uśmiechnął się na jej widok, lecz myślał, że zareaguje zupełnie inaczej. Zdziwił się, że nie zrobiło mu się goręcej, ani, że głos nie ugrzązł mu w gardle. Po chwili zdał sobie sprawę dlaczego. Siedziała tyłem do niego z głową spuszczoną. Nie wyglądała na zadowoloną.
Zamknął samochód i ruszył ku wejściu. Zastanawiał się czego się spodziewać po dzisiejszym spotkaniu, ale rozwiał swoje wątpliwości, gdy zobaczył, jak Lunetta żwawo wstaje na jego widok.
- Cześć – rzuciła mu. Miał wrażenie, że wyczuł lekki chłód w jej głosie. Chłód i zaniepokojenie. I wcale się nie mylił. Ona chciała mu wreszcie powiedzieć. Powiedzieć prawdę o sobie, bo wiedziała, że musi. Tym bardziej, że on przestawał być dla niej obojętny.
Zanim się tutaj pojawiła zwierzyła się ze swoich dylematów mamie i usłyszała od niej odpowiedź, jakiej najbardziej się bała. Nie chciała z nikim o tym mówić, a tym bardziej z nim. Wiedziała, że powinna. Spotykali się już kolejny raz, a okłamywanie go dalej było bez najmniejszego sensu.
Usiadł beztrosko i zdjął okulary oraz kaptur. Wzięła głęboki oddech, ale nie potrafiła. Czuła, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. To nie odpowiedni moment, by powiedzieć mu, że umiera.

***
Szedł ulicą szukając wzrokiem szyldu berlińskiej pizzeri. Przypalony obiad jakoś nie bardzo mu smakował. Włożył dłoń do kieszeni obcisłych spodni w poszukiwaniu pieniędzy. Były to spodnie do zadań specjalnych. Tak, by nikt nie mógł poznać Toma Kaulitza.
Wyjął banknoty i przeliczając je, doszedł do wniosku, że wystarczy mu chociaż na średnią pepperoni. Rozejrzał się kontrolnie po ulicy i na jej końcu zobaczył jego ukochany samochód.
Podchodząc coraz bliżej stwierdził, że Bill zatrzymał się przy herbaciarni. Już z daleka go zobaczył. Miał proste włosy, związane z tyłu w kucyk i czerwoną, skórzaną kurtkę. Poznałby go nawet gdyby przeszedł operację plastyczną.
Naprzeciw niego siedziała ona. Luna, o której tyle słyszał. Miała burzę brązowych włosów i…
Nagle przystanął. Zatrzymał się w miejscu przyglądając się jej z daleka. Nie był pewny tego co zobaczył. Czy to była ona…? Ta dziewczyna, którą spotkał w szpitalu? Ta, która była chora.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chemikalna
Osoba rodem z Hollywood



Dołączył: 08 Sie 2007
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:29, 16 Wrz 2007    Temat postu:

przeczytałam.


HeartHeartHeart

cud, miód i szekszofne ruchy Gee na koncertach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dresden

PostWysłany: Nie 12:35, 16 Wrz 2007    Temat postu:

No to ciekawe czy Tom powie Billowi.

Usz ty z tym umieraniem

No w każdym wypadku podobało mi się bardzo.

i wybacz za nieskładny komentarz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Opowiadania o Wszystkim Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin